Standardowym wyposażeniem statków i samolotów są radionadajniki ratownicze. Aktywują się automatycznie: pod wpływem silnego uderzenia (w przypadku samolotów) i zalania wodą (w przypadku statków).
Kiedy urządzenie zaczyna nadawać, sygnał przechwytują satelity. Lokalizują urządzenie i przekazują informację na ziemię.
Wczoraj po południu satelitarny sygnał SOS odebrali ratownicy w Rosji i Kanadzie. Jak się okazało współrzędne miejsca nadawania znajdowały się w Nowej Wsi Lęborskiej. Wyposażony w specjalistyczny sprzęt śmigłowiec Anakonda namierzył nadajnik. Okazało się, że tak zwana radioboja jest na miejscowym złomowisku. Jego właściciel przyznał, że kontener złomu kupił od jednej z firm w Gdyni. Wewnątrz była radioboja. Żołnierze zabrali nadajnik i go dezaktywowali. Tymczasem dwie godziny później ponownie pojawił się sygnał SOS z tego samego miejsca. Okazało się, że w kontenerze ze złomem jest jeszcze jedna radioboja, która uaktywniła się najprawdopodobniej na skutek wstrząsów - poinformował rzecznik lęborskiej policji aspirant Daniel Pańczyszyn. Na polecenie policji właściciel złomowiska zniszczył nadajnik. Marynarka Wojenna poprosiła o zbadanie sprawy Urząd Lotnictwa Cywilnego. Na pewno pierwsze ze znalezionych urządzeń było zarejestrowane i wyrejestrowane w USA. Nie wiadomo w jakich okolicznościach sprawne nadajniki alarmowe trafiły do Polski.
Ustalono że to nie jedna, a dwie radioboje wczoraj postawiły na nogi służby ratownicze na całym świecie.